Marzę, aby zbudować sobie dwór
Jej rude włosy i ciepły, pogodny uśmiech znają miliony telewidzów. Ma energię nastolatki oraz jedno marzenie, które spełni na emeryturze.
Wśród prezenterów i dziennikarzy telewizyjnych stanowi wyjątkowy przykład lojalności. Od 28 lat Katarzyna Dowbor (52) pracuje w jednej i tej samej stacji, w TVP. Właśnie za tę wierność kochają ją całe pokolenia Polaków.
Zawsze elegancka, merytorycznie przygotowana, ujmuje swoim pozytywnym nastawieniem do rozmówców. Jeszcze niedawno prawie nie występowała, teraz wraca w pięknym stylu. Prowadzi dwa programy: "Alchemia zdrowia i urody" oraz "Ogrodowa Dowborowa", a wkrótce pojawi się trzeci. Prywatnie jest mamą znanego dziennikarza Macieja Dowbora (33) oraz Marii Dowbor-Baczyńskiej (12).
Nie było pani ostatnio widać w telewizji...
Katarzyna Dowbor: - Byłam cały czas. Jestem od 28 lat na etacie w telewizji.
Ale rzadko była pani na wizji.
- To dlatego, że jakiś czas temu postanowiono w TVP2 zlikwidować stanowiska prezenterów. Jak się później okazało, był to błąd. Wychowanie sobie tzw. twarzy, czyli rozpoznawalnego i lubianego prezentera trwa lata.
I teraz wielki powrót! Ma pani nawet zostać twarzą Dwójki.
- (Śmiech) Bardzo proszę. Pół życia byłam twarzą Dwójki, więc mogę znowu nią zostać.
I będzie pani teraz zdobywać młode pokolenie widzów?
- Zaraz tam zdobywać! Niedawno podszedł do mnie w pracy młody człowiek i mówi: "wysłano mnie, żebym pani pomagał, ale wcześniej zapytano czy rozpoznam panią Dowbor. A ja na to - oczywiście, przecież ona zapowiadała mi bajki w telewizorze".
No tak. I jeszcze na dodatek młodo pani wygląda...
- Wygląd zawdzięczam temu, że mam w życiu pasję.
Co to takiego?
- Jazda konna. Przyjeżdżam do stajni, spotykam koleżanki, gadamy i człowiek nie jest samotny. A sama jazda to też naprawdę wspaniałe ćwiczenie fizyczne.
Jazda na koniu coś daje? Poza bólem dolnej partii pleców?
- Bardzo mocne nogi. Ja mam problem z kolanami, w młodości uprawiałam wyczynowo siatkówkę i zniszczyłam sobie łękotki. Jazda konna wzmocniła mi mięśnie ud i dzięki temu moje kolana funkcjonują i nie muszę ich operować.
Dobrze pani jeździ konno?
- Jak na amatorkę bardzo dobrze, jestem mistrzynią Polski gwiazd w ujeżdżeniu, czyli dresażu. To głównie zasługa Andrzeja Sałackiego, kuzyna mojej nieżyjącej już przyjaciółki, aktorki Ewy Sałackiej. Był trenerem polskiej kadry ujeżdżeniowej. Wspólnie te mistrzostwa wymyśliliśmy. We wrześniu odbędą się czternaste już z kolei. Ale chyba w nich nie wystartuję, tyle razy byłam mistrzynią, że boję się, że koledzy uznają, że robię je dla siebie.
Przy tych wszystkich zajęciach pani jeszcze znajduje czas, aby być "młodą" mamą!
- Jestem wielką fanką późnego macierzyństwa. Urodziłam Marysię, gdy miałam 40 lat. Właśnie w momencie, gdy byłam spełnioną zawodowo kobietą.
Czyli mówi pani kobietom: najpierw kariera, później dzieci?
- Nie. Jeżeli kariera, to dzieci później. Dla mnie kiedyś ważne było żeby pójść na imprezę, bo wypadało. A teraz dostaję zaproszenie i wybieram jedno na pół roku. Po prostu szkoda mi tego wieczoru, wolę go spędzić z córką. Mamy świetny kontakt, fajnie nam się gada. Kocham swój zawód, ale już nie jest najważniejszy, tak jak był kiedyś. Teraz jest Marysia...
...którą wychowuje pani samotnie.
- Nie samotnie tylko samodzielnie. Nie lubię określenia samotna matka. Samotność jest wtedy, gdy nie mamy nikogo.
Była pani w trzech związkach. Gotowa byłaby pani na kolejny związek małżeński?
- Tak, bo fajnie jest być razem. Mam jednak taką zasadę: jak mam być z byle kim, to wolę być sama.
Na co zwraca pani uwagę u mężczyzn?
- Jak miałam 20 lat to marzył mi się książę z bajki i wielka miłość. W tej chwili uważam, że dużo ważniejsza od urody jest przyjaźń. Wtedy można wspaniale wspólnie spędzać czas.
Oczywiście w siodle?
- U mnie ktoś kto nie lubi koni nie ma szans. Nie musi umieć jeździć, wystarczy, że lubi zwierzęta.
Bo pani za nimi przepada!
- Bardzo. Moja ukochana klacz Rodezja ma już 20 lat. Mam jeszcze psa Pepe i kota Jeggera, rasy maine coon.
Skąd pani czerpie tę energię?
- Nie przestałam marzyć.
O czym?
- Chcę zbudować dwór. Dowborowy Dwór.
Taki z kolumnami?
- Tak. Taki soplicowski. I założę w nim pensjonat. Będzie tam dużo zwierząt, oczywiście i konie. I chciałabym, żeby przyjeżdżali tam fajni ludzie. Uwielbiam gości, potrafię zrobić przyjęcie na 30 osób. Mam taką zastawę, że mi naczyń starcza dla wszystkich. I chciałabym, żeby w moim dworze były wspólne śniadania, obiady i kolacje. Tak jak to dawniej we dworach bywało.
A gdzie stanie ten dwór?
- Mam na Mazurach działkę, ale to trochę za daleko. To musi być bliżej Warszawy.
Kiedy pani chce zrealizować swój plan?
- Za siedem lat idę na emeryturę. Wtedy właśnie. Już szukam projektów w Internecie. Uwielbiam urządzać dom, mam to po mamie. Już nie mogę się doczekać.
Michał Wichowski
Świat i Ludzie 20/2011