Mam wielki apetyt na życie
Właśnie kończy sześćdziesiąt lat. Uroczystość będzie skromna, choć powodów do świętowania nie brakuje.
Stara się żyć jak wtedy, gdy jego największym zmartwieniem było sprawdzanie się w rolach ojca córki Julii (32) i mistrza sztuki teatralnej. Dzisiaj Krzysztof Kolberger (60) wspomina tamte czasy z łezką w oku. Dziś jego życiem steruje choroba, o której lekarze mówią krótko: nieuleczalna.
- Przyzwyczaiłem się nazywać ją "kolegą". Cała walka polega na tym, żeby "kolega" nie rozprzestrzenił się i nie powiększył swojego terytorium - mówi aktor. Życie popularnego aktora zmieniło się nagle. Z dnia na dzień. To było prawie 20 lat temu, gdy w czasie rutynowych badań wykryto u niego złośliwy nowotwór nerki.
Po latach choroba uderzyła ponownie, tym razem w trzustkę. Pan Krzysztof przeszedł ciężką sześciogodzinną operację. Usunięto mu woreczek żółciowy, śledzionę, trzustkę i fragmenty żołądka. Lekarze mówili: cud, że pan żyje.
- Krzyś od strony medycznej jest ewenementem. Jedynym takim przypadkiem w Europie i tylko drugim na świecie - mówi jego serdeczny przyjaciel. Ostatnio aktor znów zwolnił tempo. Nie wchodzi już w duże projekty. Bierze lekarstwa. Przeszedł na restrykcyjną dietę przepisaną przez lekarkę z południa Polski.
- Żywi się probiotykami. Gdy lekarz zaleci mu 30 gramów kaszy gryczanej, je dokładnie tyle. Nawet w swoje sześćdziesiąte urodziny twardo trzyma się tych zasad - opowiada znajoma.
Pan Krzysztof nie ustępuje. - Nadejdzie taki moment, kiedy to rak przestanie być wyrokiem. A ja? Cóż, wciąż mam wielki apetyt na życie - mówi z przekonaniem.
KW
Świat i Ludzie nr 32/2010