Reklama

Królik z kapelusza

Gaba Kulka. Dynamiczna, odważna, pełna ekspresji na scenie. W życiu codziennym stara się nie zwracać na siebie uwagi. Zwyczajnie ubrana, skromna, trochę nieśmiała. Zamawia kawę i przeprasza, że jest zmęczona. Całą noc nagrywała we Wrocławiu. Ostatnio często niedosypia. - Ten rok jest dla mnie przełomowy - mówi. - Życie nabrało tempa, aż trudno nadążyć. Wszystko, czym się dotąd zajmowałam, zaczęło nagle przynosić efekty.

W październiku ukazał się jej kolejny projekt muzyczny "Sleepwalk", zaskakująco różny od poprzedniego solowego albumu. To rezultat współpracy Gaby Kulki z uzdolnionym i wszechstronnym artystą Konradem Kuczem. Nie znali się. Napisał do niej maila, że podobają mu się jej piosenki. "Może byśmy nagrali płytę?", zaproponował. "Dobrze, zróbmy coś razem", odpowiedziała. Nagrania z tej płyty zaskakują. Mają klimat jak ze starego filmu. - Trochę senny, oniryczny, momentami kabaretowy. Jest w nich nutka sentymentalna i odrobina humoru. W sumie wyszło coś bardzo nowoczesnego, o wyjątkowym brzmieniu - cieszy się Gaba.

Reklama

Siła inspiracji

Właśnie została laureatką Mateuszy - nagród przyznawanych przez radiową Trójkę. Jej album "Hat, Rabbit" wyróżniono w kategorii wydarzenie roku. Wcześniej była już nominowana "za poszukiwanie własnej, oryginalnej koncepcji artystycznej". Wówczas odbył się radiowy koncert, w którym towarzyszył jej ojciec, wirtuoz skrzypiec Konstanty Kulka.

- Tata zgodził się zagrać ze mną parę utworów - wspomina Gaba i dodaje: - Zawsze był pozytywnie nastawiony do tego, co robię. Gdy potrzebowałam wsparcia, pomagał mi, ale dobrze wyczuwał granicę, za którą zaczynała się moja muzyczna niezależność. Muzyka Gaby Kulki to połączenie jazzu, rocka, muzyki klasycznej i teatru. - Szlachetny pop - mówi Artur Rojek, który latem zaprosił Kulkę na OFF Festival. - Niezwykle uzdolniona wokalistka i instrumentalistka. Taki talent nie zdarza się często - przekonuje. - Moim zdaniem, ma szansę na dużą karierę. Jeśli mógłbym jej coś doradzić, to tylko to, żeby dla polskiej publiczności śpiewała po polsku. Gaba rzeczywiście większość swoich tekstów - baśniowych, nieco absurdalnych - pisze po angielsku. - Nigdy nie mieszkałam w Anglii, ale angielski jest dla mnie językiem muzyki, tej, której słuchałam od zawsze - tłumaczy. W liceum chodziła na koncerty do filharmonii, ale miała też wielu rockowych idoli. Ich płyty zdobywała niekiedy z wielkim trudem, a potem bez końca słuchała. Niektórych darzyła wręcz obsesyjnym zainteresowaniem. Intuicyjnie wybierała artystów, którzy funkcjonowali na granicy różnych gatunków, łamiąc zasady stylistyczne. Uwielbiała Kate Bush i Tori Amos. Był czas, że fascynowała się też heavy metalem.

- To prawda, kochałam Iron Maiden - przyznaje. - Odkryłam ich dopiero na studiach. W związku z tym opóźnieniem ominęła mnie faza rockowych przebieranek. Próbowałam nosić trampki, które udawały glany, ale były do niczego. Zadeptano mnie w nich na koncercie Briana Maya w warszawskiej Stodole. Choć szukała rozmaitych inspiracji, nigdy nie straciła łączności z muzyką klasyczną. - Mam słabość do artystów wszechstronnych, którzy dzięki własnej wrażliwości łączą różne światy - wyznaje. Sama też chciała się tak rozwijać. Brała lekcje śpiewu. Ćwiczyła pieśni Moniuszki, uczyła się emisji głosu. Śpiewała w chórze międzyuczelnianym przy kościele św. Anny w Warszawie. Z czasów podstawówki umiała trochę grać na fortepianie, to był jej dodatkowy instrument. Kiedy przeżywała fazę fascynacji Kate Bush, wystukiwała sobie jej utwory jednym palcem, potem dwoma, jedną reką... I tak nauczyła się je grać ze słuchu. Aż przyszedł moment, gdy zaczęła układać własne kompozycje. - Jakiś fragment melodii łączyłam z kawałkiem tekstu, a potem krążyłam wokół tego tematu. Bawiłam się muzyką, głosem, sprawdzałam, co z tego wyjdzie - wspomina.

W poszukiwaniu publiczności

Gaba należy do osób, które nie rozstają się z komputerem. Korzysta z niego w pracy, ale również prywatnie, towarzysko. Używa wielu portali społecznościowych, jest obecna na Twitterze. Zawieranie znajomości przez Internet to dla niej najzupełniej normalna sprawa. Kiedyś, gdy była początkującą artystką, próbowała w ten sposób trafić do publiczności. Wczesne utwory udostępniała na swojej stronie internetowej. Można ich było posłuchać albo je ściągnąć. Pierwszą płytę "Between Miss Scylla and Hard Place" kopiowała na CDR. Kolejną "Out" wydała sama. Nagrywała w domu "chałupniczymi" metodami. Uczyła się miksować dźwięki, poznawała nowe technologie. Dziś współpracuje z profesjonalną wytwórnią Mystic Production. Nadal jednak wielką wagę przywiązuje do swojej strony internetowej. Sama projektuje ją graficznie i wciąż udoskonala. Kiedyś to był jej jedyny sposób, by podzielić się swoimi piosenkami. Gdy uzbierało się ich już tyle, że mógłby z nich powstać mały recital, zaczęła rozglądać się za możliwością zaprezentowania ich w jakimś klubie. Zima 2001 roku. Gabriela Kulka debiutuje w warszawskiej Prohibicji. Na jej pierwszy koncert przyszła grupa znajomych z forum internetowego Tori Amos. Obiecali, że będą Gabę wspierać i dopingować. W środku drugiej piosenki wpada jeszcze jedna osoba. "Witam spóźnialskich", mówi Gaba, przerywając na chwilę występ. Tak poznaje Emilię Barabasz, z którą przyjaźni się do dziś. Tego wieczoru fani zgotowali jej ciepłe przyjęcie. - Pamiętam rozklekotane pianino, jeden klawisz nie grał. Jakieś dziewczyny głośno gadały, ale atmosfera i tak była elektryzująca i pełna radości - opowiada Emilia. Towarzyszyła Kulce w pierwszych artystycznych krokach. Razem z innymi przyjaciółmi rozwieszała w mieście wykonane przez Gabę plakaty zapowiadające jej występy.

- Od tamtego czasu wiele się zmieniło - zamyśla się. - Gaba odnosi sukces za sukcesem, ale to wszystko nie spadło z nieba. Ciężko i długo pracowała. Pewnie miała tysiące powodów, żeby się zniechęcić, ale nie dawała za wygraną. Na koncertach widać, jaką radość czerpie z tworzenia. Potrafi zarażać swoją pasją. Sama pod jej wpływem zaczęłam grać na instrumentach perkusyjnych i cieszę się, kiedy pozwala mi wejść na scenę, żeby trochę "pohałasować".

W naszym "skrzypiącym" domu - Dawniej zdarzało się, że była przedstawiana jako córka Konstantego Kulki - opowiada mama Gaby, Julita Kulka. - Ostatnio przeczytaliśmy z mężem w gazecie, że "wystąpi ojciec popularnej artystki Gaby Kulki". Role się odwróciły. - To prawda, Gaba staje się sławna - śmieje się Agata Kulka, starsza o dwa lata siostra, z zawodu radca prawny. - Skąd to wiem? Doświadczam tego na własnej skórze. Ludzie nas mylą. Podchodzą do mnie na ulicy. Mówią, że lubią moje piosenki i proszą o autograf. Muszę wtedy tłumaczyć, że to nie o mnie chodzi.

Przeczytaj część drugą

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy