Kocham życie takie, jakie jest!
Charakterystyczna chrypka stała się jej znakiem rozpoznawczym. Ma na koncie wiele pamiętnych ról. Teraz widujemy ją w serialu Plebania.
Nie zdarzyło mi się jeszcze widzieć pani w złym humorze…
Krystyna Tkacz: To, co powiem, będzie banalne. Im jestem starsza, tym bardziej cieszy mnie każda chwila. W ciągu tych wielu lat poznałam życie od różnych stron, tych radosnych i tych przepełnionych smutkiem, ale kocham je takie, jakie jest. Po prostu kocham żyć! Wiem, że jedna sekunda, bezmyślny skok do wody, wypadek samochodowy może to życie zakończyć lub zamienić w koszmar.
Niedawno sama przeżyła pani trudne chwile. Może już pani o tym mówić?
- Tak. Moja ukochana kotka, Afrodyta, która już odeszła, urodziła pięć kociąt, z których zatrzymałam jedną kotkę, Amneris. Była smutna, więc potrzebne jej było towarzystwo. Tak do naszego domu trafił Amorek. Był ruchliwy i wesoły. Wkrótce zdominował cały dom.
Jak długo to trwało?
- Dwa i pół roku. Do chwili, gdy zaprosiłam na kolację przyjaciół. Przyszli ze swoją kotką. W momencie, gdy postawili ją na podłodze, moje, dotąd łagodne, koty zwariowały. Amorek zaczął biegać jak szalony, Amneris schowała się pod łóżko. I kiedy przyjaciele wyszli, a ja myślałam, że niebezpieczeństwo jest zażegnane, Amorek z dzikim wrzaskiem rzucił się na Amneris…
Zasięgnęła pani pomocy specjalisty?
- Tak. Okazało się, że pojawił się inny zapach, zagrożenie. Gdy zniknęło, Amorek uznał, że teraz zagrożeniem jest Amneris. Patrząc, co się dzieje z moimi kotami, jestem w stanie zrozumieć zabójstwo w afekcie. Wiem, że tylko czas może tutaj pomóc.
Jak to wygląda dziś?
- Czuję się jak strażnik pilnujący groźnych przestępców. Nie wolno mi ich spuścić z oka. Gdy wychodzę z domu, sto razy wszystko sprawdzam.
Należą się pani wakacje!
- Tak. Wyjeżdżam do sanatorium, nad morze. Mam nadzieję odpocząć, bo opieka tam jest fantastyczna. Myślę, że po raz pierwszy w życiu nie będę tęsknić. Ani do ludzi, ani do zwierząt.
Rozmawiała: Teresa Gałczyńska
Rewia 27/2011