Reklama

Dobrze mieć Boga w zanadrzu

63-letni irlandzki aktor uchodzi za jednego z największych przystojniaków w Hollywood.

Teraz okazało się, że jest również jednym z... najpobożniejszych w wielkim show-biznesie. Pierce Brosnan po raz pierwszy powiedział, jak ważna jest dla niego wiara w Boga, że dzięki niej nie załamał się po śmierci żony, Cassandry Harris, która zmarła na raka w 1991 r., i daje sobie radę teraz, gdy na nowotwór choruje jego córka Charlotte. Aktor podkreślił też, że nie wyobraża sobie dnia bez wieczornej modlitwy.

- Życie jest pełne trudnych sytuacji i dramatów, które nas przerastają. Dlatego dobrze mieć w zanadrzu Boga, dzięki któremu można spojrzeć na życie z innej, głębszej perspektywy. Co wieczór spędzam czas na modlitwie, bo tylko w ten sposób godzę się ze światem i ludźmi, a przede wszystkim odnajduję równowagę ducha i wewnętrzny spokój.

Reklama

Wcześniej o tym nie mówiłeś. Nawróciłeś się?

- Jeśli chodzi o moją duchowość, to zawsze taki byłem. Wiarę, Jezusa, katolicyzm mam we krwi. To jest moje DNA, bo urodziłem się w Irlandii. Bóg był zawsze dla mnie dobry, dlatego wiarę nadal uważam za coś dobrego. Dała mi siłę w chwilach cierpienia, lęku i zwątpienia, z którymi w inny sposób nie poradziłbym sobie.

Twoje Imperium
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy