Reklama

Córeczka tatusia

Mówiono, że robi karierę dzięki nazwisku. Ale tata wierzył w jej talent...

Kiedy ostatnio Paul McCartney (68) powiedział „Tak” Nancy Shevell, nie było bardziej wzruszonej osoby niż jego córka Stella (40). 42 lata temu w tym samym urzędzie stanu cywilnego ojciec wziął ślub z jej matką Lindą, zmarłą w 1998 r.

Córka słynnego Beatlesa ma teraz nadzieję, że jej tata odnajdzie szczęście u boku Nancy. Na znak swojej aprobaty zaprojektowała nawet suknię dla panny młodej. Stella od dziecka wiedziała, że chce zostać projektantką mody.

Miała 13 lat, kiedy uszyła swój pierwszy żakiet, 16 – gdy praktykowała u Christiana Lacroix. Choć była córką bogatego i sławnego muzyka, ojciec nigdy jej nie rozpieszczał. Stella chodziła do publicznej szkoły, nie miała nianiek ani bodyguardów. Swoje pierwsze kieszonkowe zarobiła zmywając naczynia w restauracji. Po skończeniu St Martin’s College of Art, zdobyła posadę projektantki domu mody Chloe.

Reklama

Nikt nie był z niej bardziej dumny niż ojciec. Kiedy krytycy oskarżali ją, że dostała tę pracę tylko dzięki swemu nazwisku, Paul powtarzał, że nie powinna się przejmować docinkami, bo jej talent sam się obroni. I rzeczywiście.

Jej kolekcje dla Chloe zostały okrzyczane sensacją. Na pierwszym pokazie Stelli na honorowym miejscu siedział oczywiście tata... Po śmierci jej mamy Lindy, ojciec i córka szczególnie zbliżyli się do siebie.

Stella nie pochwalała jego związku z Heather Mills, nazywając drugą żonę ojca „pazerną harpią”. Nie kryła ulgi, kiedy Paul postanowił się rozwieść. Kiedy jednak poznała Nancy, od razu wiedziała, że ta kobieta będzie dla niego godną towarzyszką życia. – Kiedy patrzę w oczy Nancy, widzę tylko głęboką miłość do mego ojca – kwituje Stella.

Monika Finotello

Na żywo 42/2011

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Stella McCartney | Paul McCartney
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy