Reklama

Ceną sukcesu jest dotkliwa samotność

Rodzina chce, by wróciła do Polski. Ona uważa, że jeszcze nie pora, że w Ameryce wciąż ma wiele do udowodnienia.

Jej życiowe motto mogłoby brzmieć: zawsze dam sobie radę. Bo Alicja Bachleda-Curuś (28) odważnie sięga po marzenia. - Jasne momenty mojego życia to te, gdy pozwalam sobie na ryzyko - stwierdziła niedawno nasza gwiazda.

Z całą pewnością wielkim ryzykiem była decyzja, by w wieku 19 lat rzucić studia na iberystyce na Uniwersytecie Jagiellońskim i wyjechać do Nowego Jorku na naukę aktorstwa w słynnej szkole Lee Strasberga. Mama, Lidia Bachleda-Curuś, co prawda zawsze kibicowała wyborom Alicji, jednak tym razem nie do końca rozumiała sens wyprawy po karierę za ocean.

Reklama

- Była jej przeciwna. Uważała, że to zbyt ryzykowne. Obawiała się, że Alicja jest za grzeczna, za dobrze wychowana, za spokojna. W dodatku bez znajomości w Hollywood. Ala dała jej słowo, że będzie na siebie bardzo uważać i żyć według zasad, jakie mama jej wpoiła - zdradza osoba zaprzyjaźniona z rodziną naszej gwiazdy.

Od tamtego czasu minęło już 9 lat. Pani Alicja dotrzymała słowa danego rodzicom. Postawiła na samodyscyplinę i morderczą pracę. Uczyła się, odwiedzała castingi i imprezy promocyjne. Upór się opłacił. A na dodatek oczarowała sobą gwiazdora Colina Farrella (35). Z tej miłości narodził się synek Henry Tadeusz (1,3 mies.).

Ale miejsce w gronie aktorów z najwyższej światowej półki ma swoją cenę. Dla pani Alicji jest nią trudna do zniesienia samotność. Gwiazda oficjalnie przyznała w "Twoim Stylu", że jej związek z Colinem nie przetrwał próby czasu. Rana po rozstaniu jest zbyt świeża - aktorka absolutnie nie jest jeszcze gotowa na nowy związek. Za to bardzo potrzebuje przyjaźni. Ale... znaleźć bratnią duszę nie jest łatwo. W hollywoodzkich relacjach dominuje bowiem rywalizacja. Aktorka do tej pory nie ma tam nawet jednej przyjaciółki!

- Tworzę swój świat daleko od rodzinnego domu, od przyjaciół. A w mieście (Los Angeles), gdzie ludzie siedzą zamknięci w domach, nie ma z kim rozmawiać - żaliła się niedawno publicznie pani Alicja. Nietrudno się domyśleć, że smutne wieści o tej ciemniejszej stronie sławy - czyli światowej karierze okupionej wielką samotnością - dotarły również do jej rodziny w Krakowie. I bardzo zasmuciły mamę naszej pięknej aktorki.

- Alicja tęskni. Często dzwoni do Polski, ale to jej nie zastępuje codziennych kontaktów z rodziną. Lidia uważa, że Ala powinna wrócić do Krakowa, grać w filmach europejskich. Teraz rozważa propozycję występu w produkcji o odsieczy wiedeńskiej i w filmie kręconym w Polsce i we Włoszech. Może to nowy etap w jej życiu? - zastanawia się przyjaciel rodziny.

O powrocie do Polski jednak nie ma mowy. Pani Alicja kiedyś powiedziała, że zostaje w Stanach, bo chce, by synek miał kontakt z ojcem. A przecież ma jeszcze sporo do udowodnienia. Góralska natura nie pozwoli jej odpuścić...

IW

Świat i Ludzie 4/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy