Reklama

Aleksandra Justa: Zasłużyła na szczęście

Rozwód odbił się nawet na jej zdrowiu. Ale podniosła się. Teraz jest odważniejsza. Pragnie powalczyć o szczęście.

Stara się uśmiechać, pokazywać twarz kobiety spokojnej i zadowolonej z życia. Chce sprawiać wrażenie osoby, która nie przejmuje się przeciwnościami losu. Nie jest to jednak proste dla kobiety, którą ostatnio życie tak bardzo doświadczyło. Boleśnie i niespodziewanie... Rodzina Aleksandry Justy (43) rozpadła się. Odeszła miłość, na której budowała cały swój świat. A on legł w gruzach.

Rozpaczająca aktorka poczuła się odtrącona i upokorzona - i jako żona, i jako kobieta. Już niechciana, niekochana, odchodząca w przeszłość. Przegrana. Odkrycie niewierności męża, Zbigniewa Zamachowskiego (52), i jego zainteresowanie inną kobietą wzbudziło w niej poczucie życiowej klęski. I wielki lęk.

Reklama

Jakże trudną do zaakceptowania świadomość, że nie jest już kobietą atrakcyjną, pożądaną przez mężczyzn. Zaczęła żyć w przeświadczeniu, że nikt nigdy jej już nie pokocha. Nikt nie zaprosi na romantyczną kolację przy blasku świec. Dla mężczyzn stanie się po prostu "przezroczysta".

Wejście w nowy etap życia po rozstaniu wydawało się tym bardziej trudne, że rozwód okazał się dla aktorki przeżyciem niezwykle dramatycznym. Kolejne spotkania z adwokatem i sprawy w sądzie przypłaciła zdrowiem.

Trudno było zapomnieć, wspomnienia raniły

Chorobliwie schudła, zaczęły wychodzić jej włosy. Ale przede wszystkim załamała się psychicznie.

- Ciągle rozpaczała nad swoją przeszłością. Jako kobieta dostała policzek. Zupełnie straciła wiarę w swoją kobiecość. Jakby życie nie miało już toczyć się dalej. Skupiała się jedynie na obowiązkach i miłości do dzieci. Smutno było na to patrzeć - wzdycha osoba pracująca z aktorką.

Koniec małżeństwa ze Zbigniewem Zamachowskim, w którego sens pani Aleksandra bardzo mocno wierzyła przez ponad dwadzieścia lat, zmienił jej podejście do związków i relacji z mężczyznami. - Przed związkiem ze Zbyszkiem też przeżyła nieszczęśliwą miłość. Zaczęła więc sobie wmawiać, że ma skłonność do wchodzenia w niewłaściwe związki. Że nie potrafi dostrzec ewidentnych sygnałów ostrzegawczych - zdradza jej znajoma.

Gdyby nie pomoc specjalistów, pani Aleksandra długo nie wróciłaby do równowagi. Oni pomogli jej odciąć złe wspomnienia, przetrwać pierwsze tygodnie po odejściu męża. Przywrócić poczucie wartości. Przekonać, że można jeszcze raz gorąco i namiętnie pokochać... Znajomi aktorki zdradzają nam, że być może już znalazła ona kogoś bliskiego!

Czasem podwozi ją ktoś pod teatr. Nigdy nie wchodzi jednak z nią do środka. Ola też nic nie tłumaczy, w garderobie też nie mówi ani słowa na jego temat... Może to są początki znajomości i trudno wyczuć, jak sprawy się potoczą?

Najważniejsze, że ostatnio Ola jest bardziej pogodna. Z jej twarzy zniknęło napięcie, widać po niej radość - kończy aktorka z Teatru Narodowego. Czyżby w życiu pani Aleksandry miał nastąpić szczęśliwy przełom? Czy po wielkim rozczarowaniu odzyska radość życia? Czy będzie w stanie raz jeszcze zaufać, głośno się śmiać i czerpać z życia co najlepsze?

IZ

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy