Reklama

Terapeutyczna moc smaków

- Jedzenie jest wstępem do zmian w życiu - tłumaczy Iwona Zasuwa, autorka książki "Smakoterapia", nazywana królową kaszy jaglanej, która w rozmowie przekonuje nas, że warto być panią swojego smaku, wybierać smaczne alternatywy dla niezdrowych i uzależniających składników codziennych dań.

Magdalena Tyrała, Styl.pl: Czym jest smakoterpia?

Iwona Zasuwa: - Najprościej mówiąc, zbiorem posiłków pewnej konkretnej rodziny. Oczywiście w przeciągu tych kilku lat "Smakoterapia" się rozrosła, jest już dość dużą społecznością, jest też kooperatywą, czyli grupą ludzi, którzy w realnym świecie się spotykają, by podzielić się dobrym jedzeniem, albo też by zorganizować dla siebie jedzenie od dostawców bezpośrednich. Ona ma dzisiaj dużo pól, na których się realizuje.

Jak  wszystko się zaczęło?

- Zaczęło się od alergii syna. Dostaliśmy bardzo trudne wskazania zmiany diety i te wskazania trochę nam zrujnowały dotychczasowe myślenie o odżywianiu i serwowaniu posiłków. Jeśli odetniemy z polskiej kuchni nabiał i białą mąkę, to nie mamy trzech czwartych przepisów wegetariańskich. Mąka jest wszechobecna w polskiej kuchni. To jest pieczywo, makarony, kluseczki, placki. Dzieci to uwielbiają. A mleko, to druga część. Jeżeli wykluczymy te produkty, okazuje się, że mamy kłopot, że trzech czwartych śniadań i kolacji nie ma.

Reklama

- Zawsze śmieję się, że przez trzy dni byłam w depresji, że jakaś tragedia mnie spotkała, po czym się otrzepałam i zaczęłam poszukiwać nowych inspiracji.

Czym się pani głównie kierowała?

- Tak naprawdę moją główną inspiracją był mój lekarz, który dawał mi dokładne wskazówki, wymieniał produkty, z których miałam przyrządzać dziecku posiłki. Musiałam zatem sama je tworzyć i przyznaję, że na początku one wcale mi nie smakowały. Z czasem zaczęłam eksperymentować i w ten sposób powstały, na przykład, placki z kaszy jaglanej, gdy już mieliśmy przesyt ugotowanej kaszy z dodatkami. Potrzeba matką wynalazków.

Nie jedzą państwo nabiału, glutenu. Co zatem jest podstawą państwa diety?

- Przede wszystkim wysokiej jakości produkty. Bez względu na to czy sięgam po kaszę, warzywa, czy jajka. Więc tym, co mnie łączy z wszystkimi innymi podejściami to właśnie korzystanie z najwyższej jakości produktów, nieprzetworzonych. To jest ta podstawa. Poza tym zarówno ja, jak i mój mąż, mocno różnimy się w tym, co powinniśmy jeść. Jest sporo produktów, które nas jednak łączą - warzywa, owoce, oleje, pestki, orzechy. Nie dla wszystkich jest z kolei mięso, bo mamy bardzo różne potrzeby dotyczące białka. Ja miałam zaleconych więcej produktów odzwierzęcych, mój mąż zdecydowanie mniej.

Zarówno pani i pani mąż macie inne diety, bo też inne są wasze wskazania medyczne, co do kwestii odżywiania. Jaka jest merytoryczna podstawa tych diet? Na jakiej bazie je budowaliście?

- Od lat jestem zwolenniczką medycyny ajurwedyjskiej, a zgodnie z jej filozofią faktycznie jest tak, że każdego człowieka diagnozuje się osobno, na podstawie pulsu, wyglądu oczu, języka, skóry. Z tych elementów ludzkiego ciała lekarz ajurwedyjski jest w stanie wyczytać wiele informacji na temat organizmu.

- Ja  zachęcam przede wszystkim do stosowania kilku zasad: spożywania produktów, które pochodzą ze strefy geograficznej, w której żyjemy, dostosowywania jedzenia do swojej aktywności. Najważniejsze jest czuć, że świadomie dokonujemy wyborów, że poprzez jedzenie jesteśmy z sobą bliżej, również w relacji.

Jedzenie, sposób przygotowywania dań przez ludzi dużo o nich mówi, o ich relacjach?

- Mam takie poczucie. Ważne jest to czy jemy razem czy nam się to nie udaje. Czy dzieci jedzą dużo czy raczej są niejadkami. A może mamy skłonności do przejadania? Bardzo dużo gotuję z ludźmi i lubię ich przy tej czynności obserwować, wyciągać wnioski. Gotuję często z całymi rodzinami i widzę, jakie to jest pole do tego, by zaczęły się dziać w nich inne zmiany.

Na przykład?

- Jedzenie jest wstępem do zmian w życiu. Jeśli dziecko zaciska usta przy jedzeniu i odmawia zjedzenia posiłku, a rodzic się z tego powodu frustruje, to jest moment, gdy trzeba się przyjrzeć nie jedzeniu, a relacji. Jakiego rodzaju lęki towarzyszą temu rodzicowi. Mnie takie lęki towarzyszą od zawsze - czy nic mu się nie stanie, czy mu zasmakuje... Pamiętam, jak mój syn miał dwa lata i po większości posiłków źle reagował, miał duszności w nocy. Nie można swoimi lękami obciążać dziecka, mówiąc mu: musisz zjeść to, musisz wypić te zioła, itd. Ta święta brama, czyli usta, jest dla dziecka niezwykle ważna, bo smaki zostają z nami często do dorosłości.

Jak jedzenie wpływa na nasze zachowanie, nasze stany emocjonalne?

- Myślę, ze jedzenie ma ogromny wpływ na nas. Medycyna chińska mówi, że jeżeli po jedzeniu czujesz senność i ociężałość, to oznacza, że prawdopodobnie zjadłeś coś, co zupełnie nie jest dla ciebie, albo jest podane w złym zestawie.  Po jedzeniu powinniśmy czuć przypływ energii, ale to w Polsce jest bardzo trudne.

- Jedzenie ma ogromne znaczenie w każdej jednostce chorobowej. Bardzo wierzę w to, co mówi na ten temat medycyna chińska: Nie wiem, kto był ojcem tej choroby, ale matką była na pewno zła dieta.  Dziś chorobami dietozależnymi nazywa się depresję, a nawet psychozę. Pamiętajmy, że karmiąc siebie, dokarmiamy bakterie jelitowe. Weźmy na przykład candidę. Dzieci, które ją mają i jedzą duże ilości słodyczy, bułeczek, makaronów, kluseczki, paluszki, ciasteczka, często cechuje hiperaktywość, głupawki, śmiechawki, ganiają wokół stołu. Mówimy tu o dysbioziach, czyli sytuacji, w której - gdy źle się odżywiamy - dochodzi do przerostu flory bakteryjnej i faktycznie, widać to w naszym zachowaniu. Nieprawidłowa flora bakteryjna może zaburzać stan psychiczny człowieka i prowadzić do depresji, albo nawet do agresji. Duży wpływ na zachowanie ma też praca innych narządów układu trawiennego.

Jaką smaki mają moc? Czy mogą być formą terapii?

- Smak może być tak naprawdę dużą przeszkodą do zmian w życiu. Jesteśmy bardzo głęboko przywiązani do smaku. Ja przez lata edukowałam się żywieniowo, myślałam, że wiem tak dużo, a tak naprawdę zmiany w mojej kuchni zachodziły bardzo powoli. Wydaje mi się, że na początku właśnie ten smak był moim największym przeciwnikiem. Ja zawsze uwielbiałam bardzo wyraziste potrawy, uwielbiałam kuchnie azjatycką, dużą ilość czosnku, chilli, kuchnie rozgrzewającą. Dla mnie sama kasza była mdła, miała smak zupełnie niepodobny go niczego. Nie dziwię się, że na początku mój syn nie chciał jej jeść, bo jeśli wychowywał się w domu, gdzie smak miał znaczenie, to musiał reagować w jakiś sposób, musiał odrzucać to, co smakowało inaczej, nie tak intensywnie.

- Teraz, jeśli myślę o smakach, to często myślę także o dzieciach, a w ich życiu ważny jest przecież słodki smak. My jednak często mylimy tę potrzebę kontaktu ze słodkim smakiem z używaniem bardzo skondensowanych substancji słodzących. Dlatego też to, co jest słodkie, dzieciom przestaje się wydawać słodkie. Niezwykle ważne jest zatem, by nie narzucić dzieciom tego słodkiego smaku od najmłodszych lat, ale też go nie unikać, tylko podawać w bardziej naturalnej postaci np. daktyli, owoców. Cukier jest taką substancją, której nasz organizm nigdy nie ma dość.

- Smaki są kluczowe i ja jestem za tym, by nie mówić ludziom, co mają jeść. Dlatego ja na moich warsztatach niczego nikomu nie zakazuje, opowiadam tylko o swoim doświadczeniu, o tym, jak zmieniło się moje życie, odkąd zdecydowałam się na zmianę żywienia, do czego doszłam, gdzie dalej idę. Opowiadam też o tym, jak przebiegał cały mój proces, po przejściu którego czuję się zdrowsza i dzięki czemu moja rodzina jest zdrowa.

- Jednak istotne w tym wszystkim jest to, by nie pozbawić swojego świata smaku. Trzeba spróbować zrobić to w łagodny sposób. Najpierw zawsze starłam się zrobić wszystko, by potrawa nam smakowała, a potem dopiero delikatnie ujmować z niej to, co zbędne. W rezultacie najważniejsze jest, by zacząć czuć te delikatne smaki, powoli dokonywać zmian w swoim życiu.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy